Syrop rabarbarowy
Czasami mam wielką ochotę wrócić do początków mojego blogowania, kiedy to chciałam po prostu robić ilustrowaną książkę kucharską.
Ale rzeczywistość niestety weryfikuje moje zapędy, z racji, ze nie mam niestety czasu na nieustanne eksperymenty kuchenne. A szkoda.
Jednak z racji, że zaczyna się sezon na wypady na targ, i jest tak strasznie dużo wszelkich dobroci, nie umiem się oprzeć. Zwłaszcza warzywom tak sezonowym jak rabarbar. U nas jest warzywem, a w Stanach ma status owocu. Ale i tak kojarzy się przede wszystkim ze słodyczami
Zdążyłam już popełnić z jego udziałem dwa ciasta, i kilka słoiczków dżemu – który pewnie będę musiała dorobić, z racji, ze z naleśnikami znika w sposób iście magiczny.
Ale nie o nich dzisiaj. bo chciałam podzielić się super prostym przepisem na syrop rabarbarowy, który może służyć i do zrobienia czegoś orzeźwiającego do picia, i jako polewa naleśnikowa właśnie. I pewnie znajdzie się jeszcze wiele zastosowań A że jestem ogólnie fanką takich wynalazków- bo były już i dyniowe, i z mango, i wszelkich kwiatów, włączając w to różową koniczynę i kwiaty czarnego bzu – w końcu mala rzecz a cieszy, to rabarbarowy musiałam popełnić koniecznie
Przepis jest banalny, z cyklu „robi się sam”.
Potrzebujemy:
- szklankę umytego i pokrojonego rabarbaru
- szklankę wody
- około 6 łyżek cukru (można więcej, można mniej)
- opcjonalnie: ziarenka z laski waniliowej
Wszystko umieszczamy w garnku i gotujemy na małym ogniu około 25 minut, aż do uzyskania różowego syropu. Przecedzamy, zlewamy do jakiejś pięknej buteleczki i możemy się delektować. W lodówce może spędzić kilka dni, z racji niewielkiej zawartości cukru. Ale nie powiem,jaką ma maksymalną wytrzymałość, bo u mnie znika po kilku dniach ;)
Plany majowe
Ponieważ wiosna jest w pełni, a lato zaraz nam się zacznie, myślę, że wrócę troszku do tradycji kulinarnych ;)
Ale tylko troszkę, bo jednak, po długich medytacjach nad blogiem, doszłam do wniosku, że lepiej, jak pójdzie w stronę ilustracyjną niż około kuchenną Miejsc poświęconych gotowaniu jest masa, i większość z nich jest rewelacyjna, a że ja nie mam aspiracji do zostania kolejnym mistrzem kuchni, pozostanę przy okazjonalnych eksperymentach.
Dawno temu już obiecane były
tutoriale akwarelowe – dwa powstały co prawda –
TU i
TU – ale nie wyczerpało to moich pomysłów, i na pewno nastąpi ciąg dalszy.
W maju muszę się też uporać ze sprawami około fotograficznymi – gdyby kogoś interesowało,
wystawa o której wspominałam kilka razy odbędzie sie za miesiąc, i jeszcze masa drobnych rzeczy przede mną do przygotowania. Ale mogę zaprosić – krótka informacja znajduje się
tutaj ;)
W planie mam też troche porządków blogowych – żeby stronę w końcu upiększyć, a przede wszystkim usprawnić, bo zdaję sobie w pełni sprawę z jej mankamentów. A że podchodzę do tego jak do jeża, to się odwleka w czasie nie przeciętnie. Ale ponieważ wiem, że trzeba – można spodziewać się nowej odsłony – wkrótce.
Pomniejszych planów tez jest cały worek, ale czy jest sens o nich pisać ? One po prostu się dzieją.
Maj jest fajnym miesiącem na wystartowanie z rozpędem, co też uczyniam ;)
Jeśli ktoś z Was, ma jakieś życzenia odnośnie tematyki blogowej lub rzeczy, które mogłyby się pojawić – bardzo chętnie przeczytam. Może mnie olśni jakiś nowy pomysł